AKTUALNOŚCI

archiwum
19.01.2012

AZJA 2010

TAJLANDIA-BANGKOK, CAMBODIA, WIETNAM, LAOS

13-sto godzinny lot z przesiadka w Kijowie spowodował nasze wylądowanie o bardzo porannych godzinach tajskiego czasu na gigantycznym lotnisku w Bangkoku...Lotnisko klimatyzowane....jednak zaczęło się „klimatycznie” w momencie naszego wyjąca na zewnątrz.... dwie minuty później wszyscy łączyliśmy się w bólu nagłego i intensywnego pocenia. W wilgoci azjatyckiej można bowiem zawieść siekierę....
Bangkok- kraj zupełnie inny niż te które widziałam do tej pory...mnóstwo szczupłych- dla mnie niemal identycznych ludzi, którzy w każdej ilości biegają, gotują na ulicach w garkuchniach ( jedzenie, które zupełnie nie umiem do niczego porównać w wyglądzie i konsystencji...ale bardzo dobre), ulice zapełnione straganami. Bardzo wcześnie rano obserwowaliśmy wycieczki mnichów buddyjskich wychodzących z żelaznymi miskami, do których można im wrzucić jedzenie w zamian za ichniejsze błogosławieństwo( kobiet nie mogą dotykać- więc one wrzucając im jedzenie przez chusty).Co kila metrów posażki buddów i  bożków, mnóstwo Pagód- świątyń, wszędzie palące się powtykane w piasek kadzidełka...

Dla mnie- jak zbawienie- było ujrzeć w jednym lokalu posąg Matki Boskiej..poczułam się lepiej, bo wszechobecne bożki na dłuższą metę nie wpływały kojąco na moja katolicką duchowość:)))

Autobusy w Tajlandii to potężne, zapełnione po brzegi gruchoty( jechać takim na wycieczkę to mieć w zanadrzu pięciogodzinny postój na naprawę czegoś co odpadło) Tam ludzie wchodzą z całym dobytkiem, z workami mąki, z kaczkami, ze wszystkim co posiadają:)) to naprawdę coś niecodziennego dla europejczyków.
Tamtejsi mieszkańcy bardzo rożnie żyją, wielu z dziećmi mieszka na ulicach, tam śpią i spędzają życie na żebraniu. Wieczorem rozkładają koce na chodnikach i jedni kładą się spać a inni np. oferują masaże.
Wiara tych ludzi tez jest różna, można po drodze spotkać wszelkie wyznania:))pamiętam jak jechałam w autobusie, do którego wszedł mężczyzna wyglądający jak dziki, który właśnie skończył jakiś rytualny, szamański taniec przy ognisku. Cały wymalowany, półnagi mocno zamroczony, coś śpiewający dziwnym językiem do siebie, rozdawał jakieś dziwne kwiatki:)))

Kambodże będę pamiętać po licznej gromadzie małych żebrzących dzieci, które dopadły nas w ANGKOR-WACIE- niezwykle znanym, zabytkowym kompleksie świątyń- nieustannie biegały za człowiekiem wciskając mu wszelakie badziewie: za dolara sprzedawały wszystko i świetnie mówiły po angielsku ( ja z nimi rozmawiałam po polsku i tez się rozumieliśmy, a nawet polubiliśmy:))) ciężko było jednak potem takie śliczne dzieciątko od siebie odsunąć..:)

W Kambodży zakupiłam tez na miejscowym starganie prażone szerszenie, węża na patyku, szarańcze, ogromnego pająka i jeszcze jakieś inne obrzydliwe robale, by po powrocie nastraszyć nimi mamę- ku zdziwieniu memu zaraz rzuciły się na mnie dzieci bym dała im to jedzenie- potem widziałam dziewczynkę jak ze smakiem jadła węża...dla nich to jak dobre czipsy.

Podobały mi się tam tez wieczorne masowe- społeczne aerobiki. Włączano skoczną muzykę i wszyscy wykonywali jakiś taneczny układ, bardzo fajnie to wyglądało i chętnie się tańczyło, bo człowiek po całym dniu przeżytym w wilgotnym ukropie właściwie wieczorem był zdolny do wiekszej aktywności z racji mniejszego upału. Wieczorami masowo chodziliśmy na masaże tajskie( nie mające zupełnie nic wspólnego z masażami wykonywanymi w czerwonej dzielnicy). Jest on wyjątkowo popularny a Azji, tam salony masażu były co 5metrów- za 5 dolarów za godzinę- a więc bardzo tanio - człowiek mógł wrócić do żywych po całym dniu rożnych wypraw...naprawdę świetna sprawa.

W Wietnamie (w Hanoi) trafiliśmy na święto komunistyczne niezwykle uroczyście obchodzone, wszędzie czerwone flagi:)).Tam trochę się pochorowałam, bo cała 3-tygodniowa wyprawa to nieustanna klima na zmianę z 40 stopniowym upałem- w końcu braliśmy pokoje w hostelach z wiatrakiem, a nie z klimatyzacja coby przeżyć...bo chorowałam nie tylko ja:)))
W Sajgonie jakieś potworne zagęszczenie ludzi i skuterków ( nazwa Sajgon jest doskonale adekwatna do tego co tam zobaczyłam) Kilkuosobowe rodziny wraz z całym dobytkiem potrafiły wejść na taki skuterek i z dużą szybkością się na nim przemieszczać...to wyglądało komicznie:)- ja tez wybrałam się na taka przejażdżkę,( skuterki są tam forma taksówki- tak jak Tuk-Tuki w w Tajlandii czy Kambodży ).... tę nieskoordynowaną jazde przeżyłam na własnej skórze. Dla nich to chleb powszedni- niestety czasem kończy się to tragicznie- czego byliśmy świadkami kilkakrotnie.

LAOS- to tam jeździłam na słoniu:)) kapaliśmy się w źródlanej, przezroczystej wodzie, byliśmy w wiosce ludzi żyjących prawie dziko...coś niesamowitego...ziemia pomarańczowa, dżungla przez która przechodziliśmy..wspomnień jest mnóstwo...to jakiś maluteńki wycinek..